Nie wiem co mi się stało, ale jak wariatka zaczęłam przeglądać strony z sukniami ślubnymi, blogi o ślubach, ślubne zdjęcia znanych i nieznanych. Matko. Jestem starą panną. Nie, starą panną juz nie jestem. Singlem też nie. Już nigdy nie będę singlem! Gorzej. Jestem rozwódką z dzieckiem, zdziwaczałą kobietą w średnim wieku której życie nie głaskało po głowie i która za kilka lat będzie chodziła po cmentarzu i rozmawiała z grobami. Albo będzie chodziła latem w futrze i wełnianej czapce i opowiadała wszystkim o wyimaginowanym narzeczonym, nie przejmując się za bardzo tym czy chcą mnie słuchać czy nie.
Luby milczy uparcie. Ja milczę uparcie. W głowie układa mi się co chwilę inny scenariusz. W te dni kiedy z bólu wykręca mi wnętrzności wyobrażam sobie, że przychodzi do mnie po resztę swoich rzeczy i oznajmia, że wraca do Polski. Inny scenariusz to piękna dziewczyna poznana podczas podróży służbowej w której jest teraz w Polsce (jest w podróży służbowej a nie w pięknej dziewczynie, mam nadzieję), której on sie oświadcza a za rok mają gromadkę ślicznych dzieci (ślicznych po niej, co tu ukrywać...).
Scenariusz dnia dobrego humoru to jego powrót i zabiegania o to, by odzyskac moje serce. Inny scenariusz to taki, że on wraca i mnie chce ale ja po przejściu przez to co teraz przechodzę już go nie chcę i przeraża mnie to, że naprawdę mogę go już nie chcieć. Przeraża mnie bycie z nim i bycie bez niego. Tęsknię za nim a jednocześnie nienawidzę go za to, jak zachowywał się w ostatnich miesiącach. Płaczę, zmieniam wystrój mieszkania, płaczę, płaczę. Wiem, że podniosę się z tego i wiem, że musi minąć dużo czasu ale no żesz motyla noga czy naprawdę mam taką złą karmę? Zastanawiam się co ja nawyprawiałam w poprzednim życiu? I dlaczego nie wróciłam we wcieleniu muchy, którą ktoś zabiłby kapciem albo słownikiem norwesko-polskim po kilku dniach nędznego życia? Taka karma.