Coraz bardziej lubię lakiery z H&M. Na ich korzyść przemawia dostępność, oryginalne kolory, trwałość, cena i bezpretensjonalne nazwy z pomysłem. Nie tak wydumane jak nazwy lakierów innych marek, chociażby z OPI.
Nie przeszkadza mi kwadratowa nakrętka, pędzelek jest normalny. Jednak prawdą jest, że praktyka czyni mistrza i po dwóch latach ciągłego malowania paznokci naprawdę nie zdarza mi się już zrobić sobie krzywdy i pomalować się po łokcie, nawet pomimo niewygodnego pędzelka.
Lakier kryje w pełni po dwóch warstwach. Wysycha opornie, ale z dobrym wysuszającym topem jest to niezauważalne. Od kilku miesięcy jestem wierna "obsuszaczowi" Essie Good To Go i tutaj równiez sprawdził się wspaniale. Nie ściągnął lakieru, dodał blasku, no po prostu miodzio.
A kolor, ach ten kolor. Piekny, nasycony fiolet z chłodnymi podtonami. W pełni kremowy, w pełni kryjący. Nie miałam fioletu w swojej kolekcji i od jakiegoś czasu kręciłam się miedzy sklepowymi półkami, tropiąc właśnie takiego zwyklaka. Będzie świetną baza pod eksperymenty z topami. Chyba jako trzeci lakier pojedzie ze mną na wakacje.
Paznokcie w mojej ulubionej długości. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale duzo kosztuje mnie trzymanie ich "na krótko". Rosną, jak szalone! Przyczyniły się do tego drożdże, a od miesiąca suplement Vitapil, ktory łykam dzielnie na porost i wzmocnienie włosów. Włosy rosną, a jakże (biorąc pod uwagę wszystko to, co z nimi wyczyniam cudem by było, gdyby nie rosły). Natomiast paznokcie szaleją, musze je skracać raz w tygodniu. To prawdziwy cud, zwłaszcza że jakieś dwa lata temu paznokcie stały w miejscu, skracałam je może raz w miesiącu... :)
Tak więc, drogie panie, suplementy działają!
Bierzecie, brałyście, jesteście na odwyku?